Kryzys w Betlejem

Tłumy turystów, sklepy lśniące bożonarodzeniowymi świecidełkami, kościelne orkiestry - jeszcze pięć lat temu tak właśnie było w Betlejem w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Obecnie ulice Betlejem wyglądają zupełnie inaczej.

"Trudno być radosnym, gdy rzeczywistość jest brutalna, a nasza przyszłość niepewna" - mówi burmistrz Betlejem, Hanner Nasir. Niepewność i strach, o których mówi burmistrz Betlejem nie sprzyjają turystom - wiedzą o tym wszyscy, statystyki też to potwierdzają. Jeszcze cztery lat temu do Betlejem przyjeżdżało ponad milion turystów rocznie, w tym roku było ich już zaledwie 30 tys.

Jest to ogromna strata dla miasta, które żyje z turystyki. Patrząc pod względem finansowym, to straty są jeszcze większe. W tym roku, zagraniczni goście zostawili w Betlejem około miliarda dolarów mniej niż w najlepszy latach. Co za tym idzie, spadł także drastycznie dochód na jednego mieszkańca z 2,4 tys. na 400 USD na rok. Idąc dalej tym tropem możemy wyliczać kolejne straty:wzrost bezrobocia do 60%, bankructwo 12 hoteli, 10 restauracji i niezliczonej ilości sklepów, w których turyści kupowali pamiątki.

Powód jest oczywiście wszystkim dobrze znany - niestabilna sytuacja w Izraelu i Autonomii Palestyńskiej i śmierć ponad 4,8 tys ludzi. Tak właśnie dzieje się, gdy mamy do czynienia ze zjawiskiem określanym mianem monokultury turystycznej. Występuje ono wtedy, gdy kraj czy region czerpie zyski tylko z turystyki a inne dziedziny gospodarki są zaniedbane. W momencie, gdy pojawia się czynnik, który nie sprzyja turystyce i hamuje przyjazd turystów następuje katastrofa, z którą mamy teraz do czynienia w Betlejem.