Katastrofa rosyjskiego samolotu. Nikt nie przeżył.

Wczoraj cały świat obiegła informacja o zaginięciu rosyjskiego odrzutowca pasażerskiego, który nagle zniknął z radarów kontrolerów ruchu lotniczego. Po 20 minutach od startu wracający już na lotnisko w Dżakarcie odrzutowiec "zapadł się po ziemię". Maszyna była w trakcie promocyjnego tournee po sześciu krajach Azji. Odbyła już podróż po Birmie, Kazachstanie i Pakistanie. Indonezja miała być przepustką do Laosu i Wietnamu.

Na pokładzie Sukhoj Superjet 100 znajdowało się 8 osób załogi i 42 pasażerów. Wśród gości znajdowali się przedstawiciele firm z całego świata, którzy byli zainteresowani kupnem odrzutowca.

Wkrótce po zaginięciu sygnału Superjeta w poszukiwania włączyły się indonezyjskie służby ratunkowe. Istniała wtedy nadzieje, że ktoś mógł przeżyć katastrofę. Podczas akcji poszukiwawczej odnaleziono wrak na krawędzi urwiska. Wiadomo, że rejon nad którym leciał samolot jest bardzo górzysty. Ostatnia prośba dowódcy dotyczyła zezwolenia na zejście z pułapu 3000 m do 1800. Eksperci twierdzą, że był to niebezpieczny manewr, gdyż z pobliżu poziomu zaniżania wznosi się góra na wysokość 1900 m. Jednak wrak spoczywał na krawędzi góry wznoszącej się na 1650 metrów.

Rosjanie zapewniają, że stan techniczny maszyny był idealny. Wciąż wydaje się nieprawdopodobne, by agencja zezwoliła na pilotaż tak ważnego przedsięwzięcia niedoświadczonym ludziom.

Superjet 100 to najnowsze i jedyne dziecko Rosjan po rozpadzie ZSRR w dziedzinie samolotów pasażerskich. Powstaje przy udziale zagranicznych firm, takich jak: Boeing, Aerospace, Thales, Liebherr. Ma być poważnym konkurentem dla brazylijskich Embraerów i kanadyjskich Bombardierów.

Niestety katastrofa nie przysporzy Rosjanom zbyt wielkiej sławy. Odrzutowiec był nadzieją mocarstwa na przywrócenie świetności umierającego przemysłu lotniczego. Mowa o kontraktach opiewających na 332 maszyny, płynących z kraju i zagranicy. Po katastrofie nad Dżakartą zainteresowanie kupnem samolotu na pewno będzie słabnąć.