TUR-INFO.pl | Serwis informacyjny branży turystycznej
ZAJRZYJ DO NAS NA: TUR-INFO.PL na Facebook TUR-INFO.PL na Twitter






Kto nie spotkał turystów z piekła rodem?

Wykonywanie zawodu pilota wycieczek dla wielu osób osób jawi się niczym niekończące się wakacje. Wielu turystów sądzi, że pilot to taki ktoś, kto czasem sobie coś tam pogada, a tak właściwie to dostaje pieniądze (i to ich pieniądze) za jeżdżenie po świecie i wylegiwanie się na plaży.


O tym, że jest to przekonanie z gruntu fałszywe nie trzeba przekonywać nikogo, kto choć przez chwilę pracował w tym trudnym, acz pięknym zawodzie. Praca pilota, pomimo posiadania wielu niezaprzeczalnych zalet, wymaga dużej odpowiedzialności i odporności na stres. Bardzo często czynnikiem stresogennym są właśnie turyści i ich roszczeniowa postawa. Oczywiście, wśród turystów można znaleźć cały przekrój społeczny, bardzo często są to fajni ludzie, którzy chcą pozwiedzać, pobawić się i miło spędzić czas. W dużej części grup turystycznych pojawiają się jednak osoby o uciążliwym charakterze, których ulubionym zajęciem jest uprzykrzanie czasu innym.

W serwisie Piekielni.pl znaleźliśmy kilka historii przedstawionych przez pilotów, a dotyczących różnego rodzaju uciążliwych klientów. Postanowiliśmy zebrać i przedstawić kilka wybranych przykładów.

Użytkowniczka o pseudonimie malinowaZolza przedstawia jakie problemy miewali jej klienci w trakcie czasu wolnego.


  • "To jak mamy teraz chwilę to pokaże mi pani ten ogród o którym pani wcześniej mówiła? (Gdyby pani wcześniej słuchała to wiedziałaby pani, że to drugi koniec miasta i nawet metrem nie ma sensu jechać).
  • Proszę mi pokazać gdzie kupię takie figurki Matki Boskiej na wodę święconą, ale żeby były najtańsze! (jak można się domyśleć, straganów z figurkami Matki Boskiej z odkręcaną główką jest chyba z pięćset dookoła, ale pani nie chce się sprawdzać cen).
  • Jak to dobrze, że panią znalazłyśmy! To może zaprowadzi nas pani gdzieś na dobry obiad? (Po czym okazuje się, że bar sałatkowy to nie to, pizza za tucząca, a restauracja za droga, więc z przerwy wracam zła i głodna).


Ta sama użytkowniczka przytacza historię, jak w trakcie zakupów w markecie turyści zaczęli wypytywać ją, gdzie leży czekolada. Nam bardzo spodobał się jeden z komentarzy zamieszczony pod tą opowieścią





Użytkowniczka kryjąca się pod nickiem chezlong wspomina sytuację, w której turystka w samolocie mogła sprowadzić na siebie niemałe kłopoty.

"Lot transkontynentalny. Wracamy z bardzo męczącej, pracowitej dla mnie eskapady. Niezłe turbulencje i konieczność pozostania w zapiętych pasach. Garstka Polaków na pokładzie, wielu Chińczyków, Francuzów, Amerykanów (a jakże!). Polska wycieczka - generalnie rozproszona, ludzie siedzą dwójkami, trójkami między obcokrajowcami. Coś mi mówi, że lot nie będzie taki spokojny. Była na wycieczce, pewna hmm oryginalna kobieta - pani Ilonka - która w wielu miejscach wywoływała popłoch i odstawiała jakieś numery, raczej nieszkodliwe, ale żałosne, mające na celu zwrócenie na siebie uwagi. Dajmy na to - nocna, samotna wycieczka po wielkim mieście (baba zniknęła i nic nikomu nie powiedziała). Była też posiadaczką donośnego, dramatycznego głosu, który usłyszałam pod osłoną nocy, 10 km nad ziemią:

- Proszę państwa! Kto ma ochotę na sałatkę?

Pani Ilonka odpięła pasy. Wygramoliła się ze swojego rzędu. Wzięła sałatkę w plastikowym pudełku i zaczęła się wydzierać na cały samolot. Zrobiło się nerwowo. Biedni Chińczycy budzili się i z niepokojem patrzyli na kobietę, która krzyczała coś niezrozumiałego. Zbiegły się stewardessy. Ktoś usiłował ją zmusić do zajęcia swojego miejsca, ale nie. Stoi, wrzeszczy i nadal macha sałatką:

- No kto chce? Bo ja jej nie będę jadła!

Stewardessa perswadowała jej coś po angielsku, ale ONA, oczywiście, nie rozumie.

Wiedziałam, że tak to się skończy. Wstałam, podeszłam do niej i spokojnie poprosiłam:
- Pani Ilonko, proszę dać mi, do cholery, tę przebrzydłą sałatkę i zająć swoje miejsce, bo inaczej ochroniarz zakuje panią w kajdanki i zrobimy międzylądowanie w Ułan Bator. I nie, nie będziemy tankować samolotu, tylko zostawimy tam panią. W areszcie.
- Chodzi mi o to, żeby się nie zmarnowało... Bo ja nie lubię tuńczyka i nie zjem. - Powiedziała markotnie Ilonka.
- A mi i tym stewardessom chodzi tylko o to, żeby nie krzyczeć i nie wywoływać paniki. - Odparłam ze złością - tu są w większości obcokrajowcy, którzy w ogóle nie rozumieją, co pani mówi. Mogła pani kogoś przestraszyć!"


Z kolei użytkowniczka o pseudonimie usmiechnieta opowiada o przedsiębiorczych turystach, którzy na Wyspach Kanaryjskich koniecznie chcieli wyłudzić darmowy transport do lekarza (skutecznie zresztą). Jak zaznacza pomimo poważnych problemów zdrowotnych nie wykupili ubezpieczenia od chorób przewlekłych.

"Po tygodniu pobytu mężczyzna zaczyna źle się czuć, ma problemy żołądkowe, nie może nic jeść przez dwa dni. Sytuacja patowa - nie mają jak zadzwonić do ubezpieczyciela, nie mają pieniędzy na taksówkę do lekarza, nie mają pieniędzy (25 euro) na prywatną wizytę - znalazłam lekarza, który zgodzi się ich przyjąć za taką kasę (zwykle koszt wizyty prywatnej tutaj to powyżej 100 euro za zwykłą konsultację).
Co zrobili? Mężczyzna poszedł do pokoju, kobieta do recepcji z płaczem, że mąż umiera i potrzebna jest karetka. Recepcjonista dzwoni po karetkę, ta ma się pojawić w ciągu kwadransa, a tu nagle... do kobiety podchodzi uśmiechnięty mąż i zaczyna prowadzić tzw. small-talk z recepcjonistą. Kara za nieuzasadnione wezwanie pomocy przez recepcję to min. 500 euro, więc karetka odwołana. Okazuje się, że para chciała po prostu wysępić darmowy transport do szpitala.

Udało im się. Nie od hotelu, nie ode mnie (a też próbowali zmusić mnie do zawiezienia ich na miejsce - tracę za to pracę natychmiastowo, bo moje auto jest ubezpieczone tylko na mnie, nie mogę nikogo w nim przewozić), nie od państwa (czyt. karetka). Usiedli w lobby i czekali, czekali, czekali... w końcu - jest! starsza Niemka oddawała do recepcji kluczyki od wypożyczonego auta. Podeszli, zagadali, zaczęli płakać... kobieta zawiozła ich do szpitala i siedziała z nimi do 5 rano. Co się okazało? Mężczyzna od trzech dni nic nie pił bo "nie czuł pragnienia" - nic dziwnego, że miał problemy żołądkowe i słabo się czuł przy temperaturach ok. 30 stopni i ciągłym słońcu. W następnym tygodniu powtórzyła się identyczna sytuacja - tym razem twierdzili, że zatruli się hotelowym jedzeniem i chodzili od jednej do drugiej polskiej rodziny, przestrzegając przed jedzeniem czegokolwiek"


Piekielni turyści potrafią nie tylko "umilić czas" pilotowi czy kierowcom, ale również pozostałym uczestnikom wycieczki. Takiego współtowarzysza podróży wspomina Przemek 77.

"Opisywana sytuacja wydarzyła się w małym francuskim miasteczku, gdzie nasz autokar zatrzymał się celem uzupełnienia paliwa, a my korzystając z czasu wolnego po konsultacji z pilotem postanowiliśmy odwiedzić pobliski hipermarket. I tutaj, większość naszej wycieczki zetknęła się z czymś wówczas w Polsce mało znanym - wózkami na monety. Ludziom wytłumaczono, że po włożeniu monety 10-frankowej bierze się wózek i po zakupach należy go wpiąć z powrotem, a moneta wróci do nas. Czyli żadna strata.

Jednakże musiał się znaleźć jeden pan, który usilnie chciał "Wykołować tych cholernych żabojadów" i wpychał na siłę monetę 2 złotową. Tłumaczyłem panu jak dziecku, że przecież po zakupach tą kaucję dostanie z powrotem, ale on uparcie pchał tą dwuzłotówkę w szparę, bo "a co, on pokaże tym żabojadom". W końcu coś tam trzasnęło i wózek się odpiął. Sukces! Po zakupach jednak, okazało się, że.... ani wózka nie da się z powrotem wpiąć ani - co gorsza - dwuzłotówki z powrotem wyjąć. Starszy pan mało nie zszedł na zawał z wściekłości."


Ten sam użytkownik przypomina także, znany pilotom typ turysty "kim to ja nie jestem". "Zwiedzanie jest główną atrakcją "objazdówki", dodatkowo jak jest fajny przewodnik czy też pilot to zwiedzi się naprawdę dużo. No to chodziliśmy i chodziliśmy, zwykle pod koniec każdy miał język wyciągnięty na brodę, ale byliśmy zadowoleni bo zobaczyliśmy i usłyszeliśmy naprawdę dużo. Z wyjątkiem piekielnej rodzinki... Nie chodzili nigdzie. Dosłownie, gdy przyjeżdżaliśmy na miejsce i szykowaliśmy się na zwiedzanie oni zostawali w autokarze. Po którymś razie przewodnik nie wytrzymał i spytał ich czemu tak robią - pani piekielna z wielkim fochem odrzekła, że "ona nie ma siły tak kursować bez przerwy, ona jest słaba i po chorobie, ona sobie z mężem POLICJANTEM (tego męża-policjanta podkreślała na każdym kroku) tu przyjedzie i wszystko zobaczy na spokojnie".

Więcej historii dotyczących trudnych klientów, nie tylko w branży turystycznej można znaleźć na stronie piekielni.pl

Historie dotyczące trudnych turystów to dobry temat na długie, zimowe wieczory. Każdy pilot ma takie doświadczenia. Zaprzyjaźniony pilot opowiadał nam historię o turystce, która miała około 60 lat, a zachowywała się jakby miała 16 i była przekonana, że żaden mężczyzna nie oprze się jej seksownemu, sześćdziesięcioletniemu ciału. Ciekawym acz irytującym przypadkiem były starsze panie, które miały mężów-obcokrajowców i w związku z tym uważały, że należy je traktować ze szczególnym nabożeństwem. Zupełnie specyficzną grupą turystów są także nauczyciele. Często nawet szukający pilotów organizatorzy w ogłoszeniach zamieszczają przestrogę, że wyjazd jest z tą grupą zawodową.




Komentarze

(kiedy jest to możliwe, sugerujemy podpisanie się)

(akceptacja regulaminu)


Tagi:
turysta pilot problemy piekielni.pl wycieczka objazdówka nauczyciel organizator turystyki


Komentarze:

Ta strona przetwarza dane osobowe oraz używa COOKIES. Szczegóły przetwarzania danych osobowych są opisane w polityce prywatności. Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki i akceptujesz regulamin strony. Wszelkie szczegóły w regulaminie, polityce prywatności oraz polityce cookies.
  Akceptuję