TUR-INFO.pl | Serwis informacyjny branży turystycznej
ZAJRZYJ DO NAS NA: TUR-INFO.PL na Facebook TUR-INFO.PL na Twitter






Z jakimi wyzwaniami mierzy się turystyka w Krakowie?

Z jakimi wyzwaniami mierzą się zarówno krakowscy przewodnicy miejscy, jak i cała lokalna branża turystyczna? Czy deregulacja wpłynęła na zainteresowanie kursami dla przewodników? O co najczęściej pytają zagraniczni turyści w Krakowie? Między innymi te tematy poruszamy w długiej rozmowie z prezesem Federacji Stowarzyszeń Przewodnickich, Elżbietą Kusiną, oraz jej wiceprezesem, Sławomirem Śmiłkiem.


Jako przewodnicy jesteście wizytówką Krakowa, czy można mówić, że Kraków jest lub nie jest miastem przyjaznym dla przewodników?

SŚ: Jeżeli chodzi o Urząd Miasta Krakowa, czy Urząd Marszałkowski to tak, współpracujemy z nimi. Trochę gorzej jest z ciałami społecznymi, gdzie problemy, które dotykają nas, i w ogóle turystyki w Krakowie są chyba niedostrzegane.

EK: Ja bym powiedziała tak, że to jest tak z każdą rzeczą, póki nas to bezpośrednio nie dotyczy, to nie dostrzegamy pewnych rzeczy. Ta trudność, która się u nas pojawiła jest związana z deregulacją zawodu. Jak wiadomo, Kraków jest najbardziej obleganym przez turystów miastem w Polsce. Każdego dnia tysiące ludzi przyjeżdża, żeby odwiedzać miasto i wiele ludzi również przyjeżdża, aby stąd czerpać pieniądze, nieopodatkowane zresztą. To jest dla nas trudne i to psuje wizerunek miasta, parasole różnych grup free walking w różnych miejscach, nagabywacze itp. To bardzo szerokie spektrum ludzi, którzy korzystają z tego, że Kraków jest miastem turystycznym i szukają tu łatwych pieniędzy.

SŚ: Tym bardziej, że to wygląda w ten sposób, że nie ma jednego urzędu, jednej osoby, która by zajmowała się turystyką, tymi wszystkimi problemami. To jest porozbijane po różnych wydziałach, różnych osobach, które mają różne kompetencje. Natomiast nie ma globalnej strategii do uporządkowania wszystkich aspektów turystyki.

EK:Mamy pewne urzędy, kiedyś tylko Urząd Miasta się zajmował przewodnictwem, potem Urząd Marszałkowski. Po deregulacji, kiedy zawód został uwolniony, praktycznie nie ma żadnego narzędzia, które by urzędowo gdzieś umocowało przewodnictwo. Jest wolna amerykanka.

SŚ:Nie mówię tylko o przewodnictwie, mówię generalnie o strategii zarządzania turystyką. Przewodnictwo jest elementem składowym, którego nie da się wyrwać, bez komunikacji - czyli ZIKiT-u, bez promocji - czyli Biura Promocji Urzędu Miasta, bez promocji zewnętrznej, bez zgrania siatki lotów itp. Nie ma jednej instytucji, która by to spinała. I tak, my tu działamy osobno, taksówkarze osobno, dorożki osobno, przystanki autokarowe osobno, gastronomia osobno i każdy próbuje znaleźć sposób, żeby się w tym poruszać. To powoduje, albo nakładanie się na siebie pewnych rzeczy, albo brak spójności. To problem, który dotyka wiele miast, które żyją z turystyki. Włosi to mają w miarę dobrze zorganizowane, w tych największych miastach. Nieźle zorganizowani są Francuzi, ale to jest trochę na zasadzie zakazów. W Hiszpanii mają z tym ogromny problem. Praga w tej chwili wraca do koncepcji, która była przed deregulacją. Wyrzucono stamtąd tych, którzy zajmowali się free walkingami i działali bez uprawnień. Oni byli zawsze bardziej liberalni niż u nas, teraz to się zmienia. Zresztą widać jak Praga straciła w rankingach turystycznych.

Co Państwa zdaniem należałoby zrobić, żeby tę sytuację naprawić?

SŚ: Tu potrzebne jest spójne działanie. Przewodnicy bez autokarowych przystanków turystycznych, bez parkingów niewiele są wstanie zrobić. Kraków jest rozdeptywany. I to nie przez zorganizowane grupy turystyczne, lecz przez całą masę grup, które traktują Kraków, jako taką modę, gdzie trzeba wpaść, porozglądać się, tu się wtedy nie zostawia pieniędzy bo nie korzystają z gastronomii, hoteli, przewodników, informacji turystycznej. To jest tłum, który najczęściej idzie do pubu na piwo. To też jest problemem, bo za tym idzie cała grupa różnych osób, które próbują na tym zarobić wprowadzając jeszcze większy hałas. Choćby np. sprawa meleksów. Nie ma drugiego miasta na świecie, które miałoby taką masę wózków meleksowych, jak Kraków. Mamy wąskie ulice. Jeśli ktoś jedzie samochodem, to widzi jakie korki się tworzą za meleksami. Już nie mówię o free walkingach, bo w sezonie nieraz idzie 150 osób za jednym przewodnikiem.

EK:Nie przewodnikiem, tylko żebrakiem.

SŚ: Osobą, która uważa, że ona będzie im opowiadała za darmo.

EK: A potem wystawia rękę, jak przysłowiowy żebrak spod kościoła. Tamten stoi, ludzie wiedzą, że oczekuje jakiegoś datku. A tutaj, człowiek mówi, że za free prowadzi wycieczkę. A potem jak wystawia kapelusz to dla mnie jest jednoznaczne spojrzenie, że mogę go odebrać jako żebraka. Jak ja pracuję to chcę mieć godne wynagrodzenie, chcę płacić ubezpieczenie, chcę w przyszłości być emerytem, który ma zapewnione jakieś świadczenia, a nie pracuję tylko na dzisiaj, tylko na dziko. To jest bardzo niefajne, bo ci ludzie nie myślą o przyszłości, nie myślą także o tym, że psują wizerunek miasta. Dziś jest boom na Kraków, ale to może w każdej chwili pęknąć, jak bańka mydlana. Zachowanie niektórych osób oprowadzających bywa szokujące i niestosowne, np. wyskakiwanie na pomniki.

Czyli to free walkingi, w tej chwili są największą konkurencją dla przewodników?

EK:Właściwie w tej chwili trudno powiedzieć, że są to free walkingi. Jest cała masa różnych organizacji, które w różnych miejscach zwołują turystów. Niektórzy z nich są faktycznie wykształconymi przewodnikami, a to że pracują w taki sposób, to dla mnie jest bardzo przykre. Najgorsza jest sprawa tych osób, które niewiele wiedzą o Krakowie i opowiadają bajki. Z takich podsłyszanych rzeczy - mamy Boże Ciało, tutaj w oktawę chodzi lajkonik i któraś z przewodniczek wchodząc na Wawel, słyszy jak ktoś oprowadzający grupę, wskazuje na pomnik Tadeusza Kościuszki i mówi: "Tu macie Lajkonika na koniu". To jest tylko śmieszne, to nie robi krzywdy, ale jaka to jest straszność. Nie mówiąc o tym, że mamy skomplikowaną historię i takie osoby często potrafią mówić rzeczy wręcz szkalujące nasz kraj.

Tzw. "polskie obozy śmierci"?

SŚ: To się skądś wzięło. To nie jest tak, że dziennikarze to sobie wymyślili. Oni od kogoś, gdzieś to usłyszeli. Poza tym, tu w Krakowie, w free walkingach najczęściej wystarczy, że przyjedzie cudzoziemiec Hiszpan czy Argentyńczyk, pobędzie tydzień w Krakowie i on wychodzi, że on świetnie zna miasto i będzie oprowadzał! Ja dziękuję za taki przekaz i to co idzie dalej. To nawet nie chodzi o to, co ci turyści usłyszą, a o to, co później będą o Krakowie opowiadać.

EK:Dam przykład takiego "angielskiego oprowadzającego", którego kiedyś spotkałam na Wawelu. Zrobił przystanek przy Katedrze i powiedział o niej tylko tyle: "tu jest taka złota, barokowa kaplica" i poleciał dalej. Inny przykład - nauczycielka, każe dzieciom liczyć ile jest drzwi w Kościele Mariackim. Co te dzieci będą wiedziały z tej wycieczki o Krakowie?

SŚ: Jest jeszcze jedna rzecz, która jest denerwująca, szczególnie w sezonie. Te osoby, które nie mają kwalifikacji, nie wiedzą co i jak, najczęściej nie przestrzegają żadnych zasad obsługi ruchu turystycznego. W kościołach chodzą jak chcą, przechodzą przez środek grupy, nie przestrzegają kierunku zwiedzania (bo go nie znają) - robi się totalny bałagan. Niektóre kościoły, czy muzea próbują z tym walczyć, ale co można powiedzieć do grupy np. Norwegów, która przyjeżdża ze swoim pilotem, który ich tu oprowadza, a potem mówi "idźcie sobie do katedry pooglądajcie"? No i oni rozłażą się po całej katedrze jak im pasuje.

EK:Nie mówiąc już o takich historiach, które są przykre, bo każdy przyzwoity turysta i przewodnik cierpi na tym. Np. grupy wchodzące do obiektów sakralnych podczas nabożeństw. Przykładem jest Bazylika oo. Franciszkanów, która została praktycznie zamknięta. Tam obowiązują zupełnie inne zasady i wcale się temu nie dziwię, bo ojcowie w trakcie mszy mieli przelatujące grupy free walkingów przez kościół.

SŚ: Nie tylko free walkingów, w ogóle grupy z pilotami. Jeszcze część "free walkingów" przynajmniej ma orientację, coś tam chce powiedzieć, dokształca się. Najgorsze są grupy przychodzące z pilotami, z księżmi, z nauczycielami, którzy przyjeżdżają z drugiego końca Polski i będą oprowadzać, bo "kiedyś w młodości byli w Krakowie i wszystko tu znają".

EK: A poza tym myślą "a co oni mi zrobią, przecież już tu nie przyjadę drugi raz, to będę robić to co uważam". To jest takie mówiąc brzydko chamskie podejście. My mamy swoje zasady, kodeks etyki, współpracujemy ze wszystkimi instytucjami, gdzie jest duży ruch turystyczny. Sprawa wymaga przestrzegania regulaminów i wzajemnego szacunku.

Nie tylko Kraków ma takie problemy

EK:Choćby to, co przeżywa Barcelona. Początkowo zachwyt, a teraz już udręka. Wielu osobom wydaje się, że wprowadzenie opłat za wjazd do miasta coś zmieni. Te opłaty dla niektórych się wydają duże, dla niektórych małe, ale na pewno nie ograniczą tego ruchu w taki sposób, jakbyśmy chcieli. Tu nie chodzi nawet o ograniczenie. Dobrze by było rozłożyć ten ruch, także na miesiące pozasezonowe, kiedy jest spokojnie. Co prawda, u nas nie ma takiego klimatu jak w Barcelonie, ale wiele osób, które chcą pozwiedzać, wybiera właśnie te miesiące pozasezonowe, żeby mieć lepszy dostęp do muzeum, spokojnie pozwiedzać, podelektować się tą sztuką, przeżyć to miasto.

Coroczne statystyki wskazują na systematyczny wzrost liczby turystów w Krakowie. Czy jako przewodnicy też to odczuwacie?

EK:Niestety, ale nie. Pan dr Borkowski z Akademii Wychowania Fizycznego bardzo pięknie obrazuje ten ruch turystyczny w liczbach. Faktycznie, przewodników kiedyś brakowało. Z chwilą uwolnienia rynku, kiedy Polska zaczęła przechodzić przemiany, zaczęło się szkolić więcej przewodników i praktycznie każdy miał pracę, choć trzeba zauważyć, że jest to praca sezonowa. Było dużo osób, które dzieliło pracę zawodową, z tą możliwością dorobienia w najwyższym sezonie, nie kolidowało to nikomu i było to dobre rozwiązanie. Do pewnego momentu wzrost liczby turystów i wzrost liczby przewodników szły w dobrą stronę. Było więcej turystów, kształciło się więcej osób. Natomiast kiedy w 2014 roku zaczęła się deregulacja, to dla przewodników, zwłaszcza tych z obcymi językami miało miejsce drastyczne załamanie w latach 2014 i 2015. Wiele osób odczuło spadek liczby turystów nawet o połowę. Natomiast już wiele biur podróży okrzepło i stwierdziło, że nie chce taniego przewodnika tylko dobrego. Poprzedni rok już dla tych przewodników był lepszy i zaczął się powrót do normalności.

SŚ:Z tym, że nie we wszystkich językach. Węgrzy, Słowacy, Czesi, grupy rosyjskojęzyczne chodzą z własnymi "kierowcami".

EK: Mamy dużo osób z Ukrainy, które tu mieszkają i pracują. Niektórzy z nich faktycznie się wyszkolili, są znakomitymi przewodnikami - do nich nie mamy zastrzeżeń. Ale niektórzy pracują tu gdzieś w barze, czy na meleksie i uważają się za specjalistów od Krakowa i opowiadają to co uważają. Taka historia - jedna z przewodniczek, która latami pracowała z pewnym biurem turystycznym z Moskwy otrzymała przed sezonem list, że już dziękujemy, nie będziemy współpracować, byliśmy zadowoleni ze współpracy z Panią ale już tu mamy swoich. Chciałabym zapytać czy "swoi" płacą tu choć złotówkę podatków? Wracając do pytania, polski rynek jeszcze się nie odbudował. Przewodnicy bardzo odczuli deregulację, bo włączyli się w tę całą akcję oprowadzania nauczyciele, księża, kierowcy i osoby, które poczuły możliwość łatwego zarobku.

Przewodnicy z jakimi językami w tej chwili są najbardziej poszukiwani?

SŚ: To idzie sezonowo. Np. marzec, kwiecień to był zalew osób z krajów francuskojęzycznych. Belgowie francuskojęzyczni, Szwajcarzy, sami Francuzi, była ich ogromna ilość. Jak była fala Skandynawów, to ilu by nie było przewodników ze szwedzkim czy norweskim to zajęcia nie brakowało. Ale to tak cyklicznie, natomiast taki najbardziej uniwersalny to język angielski.

EK: Niemcy, ale to maj, czerwiec, w lipcu i sierpniu tradycyjnie przyjeżdżają Włosi.

Co najbardziej interesuje zagranicznych turystów w Krakowie? O co najczęściej pytają?

SŚ: Oczywiście ikony Krakowa, Kościół Mariacki, Wawel, Rynek Główny. Bardzo dużo turystów odwiedza teraz Fabrykę Schindlera, więc to jest chyba taki największy hit Krakowa. Zobaczymy co będzie się działo po przeniesieniu Damy z Łasiczką, z Wawelu do Muzeum Narodowego. Zobaczymy czy tam będzie również tak chętnie odwiedzana, jak była na Wawelu, bo to jest jednak trochę na uboczu.

EK:Ubocze uboczem, jak się spojrzy na różne miasta, to nie jest tak wszystko skoncentrowane, żeby mieć przysłowiowe dwa metry od obiektu do obiektu.

SŚ: Tak, tylko w tych miastach są parkingi, miejsca takie, że turystę można dowieźć.

EK: Nie jest tak źle, od Rynku do Muzeum Narodowego mamy przystanek tramwajowy, czy 15 minut piechotą. To jest kwestia tego, żeby ta informacja do tych głów turystycznych poszła. Jak mnie coś w wielu miejscach interesuje, to biorę plan i idę, bo tam jest coś ciekawego.

SŚ: Ty to mówisz pod kątem turystów indywidualnych - zgoda. Natomiast jeśli chodzi o grupy autokarowe, to niby pod Wawelem autokary tam mogą parkować. Ale pod samym Muzeum nie ma kawałeczka miejsca, żeby wysadzić turystów i potem ich zabrać. Turysta jest przyzwyczajony, jak jest z grupą, że się go przywiezie na miejsce i odwiezie.

EK:Ważne jest zapewnienie dobrych rzeczy do oglądania, oraz dobrej komunikacji, żeby tam dotrzeć. Społeczeństwa Europy się starzeją i musimy zwrócić uwagę na ten komfort. To że turysta może tam podjechać to jest bardzo ważne. On nie musi z tego korzystać, ale jak ma taką możliwość, to jest zachwycony.

Coraz częściej mówi się o takich trendach, że turysta chce nie tylko coś zobaczyć, ale i przeżyć, poczuć. Czy w Krakowie też to można zaobserwować?

EK: Tak, przy czym nie wiem na ile może to znaleźć indywidualny turysta, który dobrze nie sprawdzi w internecie. Od dawna są prowadzone warsztaty kulinarne, gdzie można sobie np. lepić pierogi. Nawet restauracje są otwarte, najczęściej na grupy, żeby cała grupa mogła coś sobie porobić. Ludzie są bardzo zadowoleni z tego, bo na co dzień najczęściej tego nie spotykają. Myślę, że bardzo ważne jest, żeby zwłaszcza ta oferta dla turysty zbiorowego była bogata. Tak żeby Kraków nie był sprowadzany do tego, że się zobaczy Rynek, zrobi zakupy w Sukiennicach i już się jedzie do Wieliczki, Auschwitz, Zakopanego i później dalej. Mamy wiele zasobów i możliwości zatrzymania tu turystów i pokazania im wielu wspaniałych rzeczy, tylko to nie zawsze zależy od przewodnika. Nie możemy powiedzieć ludziom, żeby zostali dłużej, jak już mają zarezerwowane inne atrakcje gdzie indziej i nie mają więcej czasu. Tu jest dużo do zrobienia w promocji. Wypromował się Kazimierz, promuje się Podgórze czy Nowa Huta. To jest dość mozolna sprawa. Ważne, żebyśmy nie zrobili też takiego ośmieszania jak trabanty jeżdżące po Nowej Hucie, crazy wycieczki itp. Socjalizm jaki był, taki był, był siermiężny, ale nie możemy wyśmiewać się z ludzi, którzy żyli w takich, a nie innych czasach. Nową Hutę trzeba pokazywać z bardzo wielką kulturą. Nie wszystko z socjalizmu było złe. Wspaniała architektura, szerokie ulice, zaplanowanie miasta, zostawienie łąk nowohuckich. Trzeba mieć dużą wiedzę i kochać to miasto, żeby ludziom pokazać, że warto tu przyjeżdżać. Ważna też jest dobra prasa, i to nie tylko ta drukowana, ale i to co znajduje się w internecie. Do promocji przyczyniają się też dobre filmy, choćby Lista Schindlera, to owocuje tym, że na Lipową, do Oddziału Muzeum Historycznego, przyjeżdża coraz więcej turystów, choć tematy poruszane są niełatwe.

Jakie inwestycje, projekty powinny powstać w Krakowie aby przyciągać i zatrzymywać coraz więcej turystów?

EK: Jeśli chodzi o inwestycje, które powstały niedawno (ICE Kraków czy Arena) to są rzeczy bardzo ważne. Nie ma co powielać tego typu budowli, ale fantastyczną sprawą jest to, że wykorzystujemy te obiekty na koncerty, wydarzenia sportowe, które przyciągają wiele osób. A co w przyszłości? Na pewno trzeba myśleć wielotorowo, żeby turysta miał pewien komfort. Jest możliwość zostawienia auta - fantastycznie. Ale powinniśmy sprawdzać te auta, które wpuszczamy do Krakowa. Zwłaszcza weekendy, gdy przyjeżdża wiele osobowych aut, które chcą zaparkować jak najbliżej rynku, czy Wawelu, zanieczyszczają one dodatkowo powietrze, a potem czytamy w gazetach, że jest smog. To bardzo się odbija na ruchu turystycznym. Ja mieszkam przy ulicy, gdzie jest strefa parkingowa i niektóre auta zostawiają po sobie ogromne plamy olejów, które utrzymują sie tygodniami. Niektóre autokary są w tak opłakanym stanie technicznym, że dodatkowo powiększają smog. Na pewno powinno się spojrzeć na turystykę od strony ekologicznej. Przydałaby się także większa ilość parkingów, zwłaszcza jeśli patrzymy na duże imprezy, żeby turysta zbiorowy dojechał autokarem i żeby miał go gdzie zostawić.

SŚ: Dla turysty indywidualnego nie ma problemu, komunikacja miejska w Krakowie działa naprawdę dobrze i jest sprawna. To jest dla pojedynczych osób, które mogą zostawić auto gdzieś przy hotelu na obrzeżach miasta. Natomiast w centrum jest bardzo ciężko, szczególnie dla autokarów. Czasami naprawdę nie mamy pomysłów, gdzie wskazać kierowcy miejsce parkingowe dla autokarów, bo wiemy, że jeden, drugi czy trzeci parking są zajęte przez tych, którzy mieszkają w najbliższych hotelach.

EK: Pracujemy nad tym, pani Elżbieta Kantor, Dyrektor Wydział Promocji i Turystyki Urzędu Miasta Krakowa podjęła działania w kwestii parkingów. Wspólnie z ZiKiT, KIT pracujemy nad tą sprawą. Zostało przedstawionych wiele propozycji, prace są w toku.

SŚ:Dużym problemem są działania deweloperów, którzy zajmują m.in. tereny zielone, dawne parkingi. Tam gdzie kiedyś były parkingi, teraz powstają blokowiska. W efekcie nieplanowej zabudowy i wycince drzew miasto nam się dusi. Trudno jest poruszać się autokarem po Krakowie.

Jak Państwo oceniacie zainteresowanie wykonywaniem zawodu przewodnika w Krakowie?

SŚ: Akurat prowadzę kursy przewodnickie. W tym sezonie (kurs zaczyna się w październiku, kończy pod koniec maja) zainteresowanie było ogromne, ja przyjąłem tylko niewielką część osób, które chciały się wpisać na kurs. Zainteresowanie rośnie, doceniam to, że ludzie zdają sobie sprawę z tego, że jeżeli chcą coś robić to muszą być w tym dobrzy.

W tym przypadku deregulacja nie zaszkodziła?

SŚ:Nie zaszkodziła, mimo tego, że zdobyć uprawnienia przewodnika po Krakowie nie jest łatwo. Łatwiej skończyć niejedne studia, niż zdać egzamin na profesjonalnego przewodnika po Krakowie. Ilość wiedzy jest ogromna, to nie tylko historia czy historia sztuki, geografia, topografia, itd., ale trzeba mieć wiadomości z bardzo wielu dziedzin i szereg umiejętności, np. jak używać głosu. Człowiek staje przed turystą, który ma przed sobą gospodarza i zadaje pytania. Bardzo źle wygląda, jeżeli przewodnik mówi "nie wiem". Tu trzeba udzielać, konkretnych odpowiedzi, ewentualnie umieć z tego wybrnąć.

Jak w tej chwili wygląda egzamin na przewodnika po Krakowie

SŚ:Egzamin organizowany przez Federację, jest taki sam, jak w czasach, gdy prowadziła go Komisja Egzaminacyjna działająca przy Urzędzie Marszałkowskim, czy do momentu deregulacji zawodu przewodnika. Egzamin składa się z trzech części, tj. test, potem jest egzamin przy stoliku, kiedy sprawdza się wiedzę merytoryczną i trzecia część to dwudniowy spacer z komisją po Krakowie.

EK:Federacja chcąc wypełnić lukę wydaje certyfikaty. Za zgodą Rady Miasta Krakowa, mamy możliwość używania na nich herbu Krakowa,. Staramy się aby wypracowany uprzednio model nauki i egzaminowania był kontynuowany.

SŚ: Kraków jest chyba jedynym miastem, w którym uporządkowano tę sferę. Federacja wydaje certyfikaty, odznaki i to daje gwarancję, że ta osoba została wykształcona i zdała egzamin. Są różne osoby, opowieści. Przewodnik to musi być pasjonat i czasami te pasje nie idą w parze z oczekiwaniami turystów.

Może namówię Państwa na jakąś anegdotę dotyczącą pracy przewodników?

SŚ: Dawniej, kiedy jeszcze nie było tak wielu turystów to byli przewodnicy, którzy chodzili pod Kościołem Mariackim, łapali grupę i mówili "Proszę państwa, dla państwa będzie grany hejnał, ale trzeba się zrzucić". Więc zbierali na ten hejnał.

EK:Wynikało to z tego, że transmisja hejnału w radiu jest zawsze o godzinie 12, i część ludzi myślała, że to jest tylko raz dziennie.

SŚ: Mamy też przypadki, może nie tyle przewodników, co pilotów, którzy potrafią szukać hejnału na Wawelu, to nagminne.

EK: Byłam kiedyś świadkiem takiej sytuacji. Idę od Grodzkiej do Rynku. Pod wieżą ratuszową stoi grupa turystów i wpatruje się w wieżę. Turyści powyciągali komórki, oczekując na hejnał, a tu nagle z innego miejsca dobiega dźwięk hejnału. Niepyszni schowali swoje aparaty i poszli.

SŚ:Takich sytuacji, dziwnych pytań od turystów jest cała masa.

Jakich na przykład?

SŚ: Chociażby
-bo wie pan, ja tu byłem jako dziecko, myśmy tu byli z rodziną, zwiedzaliśmy takie dziwne muzeum, w którym można było potłuczone garnki pooglądać.
Zaczynam myśleć czy może chodzi o Muzeum Archeologiczne, może Czartoryskich.
-Nie, wie pan, takie tam potłuczone garnki, gdzieś na wzgórzu jakimś to było, z daleka przywiezione.
-Chińskie?
-Tak, chińskie
-No właśnie, to w Zamku Królewskim na Wawelu, na wystawie "Wschód w Zbiorach Wawelskich".
Zdarza się też, że przychodzi turysta, pokazuje zdjęcie z jakimś kawałkiem bramy i mówi, że chciałby tam wrócić, bo tam była taka fajna restauracja. I trzeba się głowić, która to.

EK: Jedna z przewodniczek opowiadała, jak prowadziła wycieczkę po dzielnicy uniwersyteckiej i powiedziała, że idą do Collegium Maius, na co odezwały się głosy protestu, że oni nic nie zrobili i na żadne kolegium nie pójdą.

SŚ: Najgorsze jest to, że czasem jakiś lekko zawiany turysta podchodzi i pyta
-proszę pana, a gdzie ja mieszkam?
-a skąd mogę wiedzieć?
-wie pan, bo ja tu mam taki apartament, tylko nie wiem gdzie on jest. Tu mam klucz.
Turysta czasami jest jak dziecko we mgle.

EK: A czasami zmęczony turysta usiądzie na Rynku i próbuje wymoczyć nogi w fontannie. Potrafimy różne dziwne rzeczy zobaczyć. Taka historia z dawnych czasów, gdzie nie było kantorów, tylko była grupa osób, która się zajmowała handlem walutą, tzw. cinkciarzy. No i oczywiście, jak szła wycieczka turystów amerykańskich, to za nimi szła grupa osób, która chciała pozyskać te bezcenne dolary. Któryś z przewodników został później zapytany przez turystę:
-Jak wasz bank świetnie działa, że u was agenci banku chodzą po ulicach?

Wracając do tematu szkoleń i egzaminów, co by Pani poradziła młodym przewodnikom, którzy przeszli szkolenie, zdali egzamin i chcieliby zaistnieć na rynku? Jak się przebić?

EK: Ha, to jest bardzo trudna rzecz. Przede wszystkim nie można stracić nadziei, że się tę pracę dostanie, trzeba być aktywnym, dokształcać się. Dla młodych ludzi deregulacja wcale nie otworzyła miejsc pracy. Trzeba przyznać, że rynek jest pełen znakomitych przewodników i biura podróży jednak chcą współpracować z ludźmi, którzy są już sprawdzeni, renomowani. Jak młody przewodnik może znaleźć dojście do biura? Trzeba przynosić swoje oferty, może akurat biuro będzie kogoś potrzebować, albo może kolega go poleci. W tym zawodzie może zaistnieć niewielka ilość osób. Skończenie kursu, wyrobienie kontaktów jest trudne. Z uwagi na sezonowość dobrze znać wiele języków. I przede wszystkim, trzeba mieć końskie zdrowie, pracujemy w otwartym terenie, niezależnie od pory roku i pogody. Specyfika Krakowa jest taka, że trzeba dużo chodzić po otwartej przestrzeni.

A co można poradzić pracownikom biur podróży, którzy szukają przewodników? Na co powinni zwracać uwagę?

EK: Myślę, że solidne biura podróży, zwłaszcza te krakowskie są skupione w Krakowskiej Izbie Turystyki wiedzą. Biura podróży powinny korzystać z usług profesjonalnych przewodników. Wspólne spotkania organizowane przez Urząd Miasta pomagają w wymianie informacji. Biura podróży jeśli chcą, to wiedzą gdzie znaleźć dobrego przewodnika. Istotne jest także takie wzajemne polecanie się, który przewodnik jest odpowiedni dla konkretnych grup.

Na swojej stronie internetowej podajecie Państwo, że celem Federacji jest reprezentowanie stanowiska i interesów przewodników w stosunku do innych podmiotów na poziomie krajowym i międzynarodowym oraz strukturalne i merytoryczne wsparcie działalności i funkcjonowania stowarzyszeń przewodnickich i przewodników turystycznych na poziomie krajowym i międzynarodowym. W jaki sposób realizujecie te cele?

EK:Przede wszystkim piszemy i apelujemy w różne miejsca, żeby mówić co jest nam potrzebne jako przewodnikom, co jest dla nas ważne. Staramy się uczestniczyć w różnych gremiach, które dyskutują o problemach. W ubiegłym roku przystąpiliśmy do Europejskiej Federacji Stowarzyszeń Przewodnickich i dzięki temu wiemy jak są traktowani przewodnicy w różnych krajach i możemy się wzajemnie wspierać. Dobry przewodnik to znakomity ambasador miejsca, on o wszystkim poinformuje, przekaże rzetelne informacje. Turysta wyjedzie dobrze obsłużony, z rzetelną wiedzą za odpowiednie pieniądze. Po deregulacji ujawnił się jeszcze jeden problem, a mianowicie nierówność wobec prawa. Wiele osób uczciwie pracuje, płaci podatki. Ludzie nie zawsze są świadomi jakie to są koszty, a jak szukają przewodnika to często chcą jak najtaniej. Trzeba sobie powiedzieć, że pewne rzeczy wymagają opłaty. Turyści powinni być świadomi, że oprowadza ich wykwalifikowany przewodnik, który legitymuje się certyfikatem potwierdzającym wiedzę i umiejętności, który wykonuje swą pracę rzetelnie, uczciwie z poszanowaniem klienta turysty i prawa.




Komentarze

(kiedy jest to możliwe, sugerujemy podpisanie się)

(akceptacja regulaminu)


Tagi:
turystyka Kraków federacja stowarzyszeń przewodnickich problemy free walking


Komentarze:

Ta strona przetwarza dane osobowe oraz używa COOKIES. Szczegóły przetwarzania danych osobowych są opisane w polityce prywatności. Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki i akceptujesz regulamin strony. Wszelkie szczegóły w regulaminie, polityce prywatności oraz polityce cookies.
  Akceptuję